Kalendarze: styczeń
Uwielbiam styczeń, za nowe początki. Chodź na dworze zimno i jakoś tak szaro, niespecjalnie… to jednak dzisiaj zdążyłam zauważyć, że dzień jest dłuższy…, że wychodząc z pracy po 16:00 jest wciąż jasno i można jeszcze zamienić ze sobą kilka słów. Można się minąć na ulicy i rozpoznać uśmiech na twarzy, choć to tylko sekundy.
Uwielbiam styczeń – za kalendarze, plany i marzenia, z którymi nam po drodze. Za każdym razem, kiedy oglądam jakiś swój stary kalendarz – jestem zdumiona ile zdołał pomieścić – wydarzeń, myśli, wyzwań, trosk i wspaniałych chwil. Z przyjemnością przyglądam się im po upływie czasu, bo wtedy okazuje się, że wydarzyło się wiele dobrych rzeczy, że rok nie był straconym. Jedną z tych małych rzeczy, którą możemy robić dla siebie każdego dnia, jest pozostawianie w kalendarzu zapisków – takich, które na obecną chwilę, może wydają się nie mieć żadnego znaczenia, ale na koniec roku, albo po upływie kilku lat, a może i kilkudziesięciu – to takie ślady naszej codzienności, osobowości – ślady drogi, którą podążaliśmy.
Takie zapiski prowadzę w zasadzie już dawno, ale temat pogłębiłam pisząc pracę magisterską (o szczęściu!). Założyłam wtedy „Pozytywnik” – taki szybki blog na stronach Google Site – w którym starałam się każdego dnia zapisywać, co dobrego przydarzyło mi się każdego dnia. I dzisiaj to chyba dość popularne, bo tak dużo słyszę o wdzięczności, dziennikach wdzięczności, itp. – a to w zasadzie działało na tej samej zasadzie. Zapisywać to co zauważyliśmy dobrego, pięknego w ciągu dnia, w tym również swoje myśli. To bardzo osobiste zapiski, ale dziś wracając do nich uważam, że to najpiękniejsza rzecz, którą mogłabym w tej formie po sobie zostawić. I tak jak teraz – zerkając do nich – mogłabym przez godzinę, dwie czytać wszystko jeszcze raz – wracając do tych wszystkich emocji. Czas „pozytywnika” to był dla mnie też czas wzmożonej twórczości – pisałam wtedy dużo, i za tym pisaniem tęsknię dziś mocno. Stąd też ten „projekt”, to „miejsce” – czułostki. Moje wszystkie czułości w jednym miejscu. Trudno mi będzie odkryć się z tym miejscem, ale wiem, że potrzebuję gdzieś interpretować świat po swojemu.
Wracając do notatek, to zabawne, ale aby skłonić świat do małych zapisków codzienności, przytoczę jeszcze historię mojego Taty. Dziś na emeryturze, ale w czasach kiedy pracował, zawsze miał ze sobą taki mały kieszonkowy kalendarz. Służył mu zazwyczaj, do zapisywania co, danego dnia robił w pracy – czasem był to wyraz, dwa – wiecie przecież, jak wyglądają kieszonkowe kalendarze. Ale czasami, w kalendarzyku – w którym miejsca było tak niewiele – był zapis „przyjechała Asia”, albo „Asia – prawo jazdy”, albo „Łukasz w domu”, takie zwyczajne rzeczy, na widok, których robi się ciepło na sercu, bo mają dla kogoś szczególne znaczenie. Takie daty, które można kiedyś umiejscowić na osi czasu. Coś prostego i pięknego.
Słońce wkrada się przez okno, dając nadzieję, że wiosna przyjdzie w tym roku naprawdę szybko. Choć przyznam, że chciałabym jeszcze nacieszyć się ciepłem tego domu – zapachem świeczek, długimi kąpielami w wannie, dobrą książką i wspólnym gotowaniem. Nie zdążyłam jeszcze nacieszyć się pierwszą zimą w nowym domu, ani w zasadzie wyspać się porządnie, choć chcąc być szczera to i tak niebo a ziemia, niż przed przeprowadzką. Jak ważny jest kawałek własnej przestrzeni.
Tamten rok był trudny – z wielu względów dla wszystkich, ale dla mnie też. Ciągłe, natarczywe zmęczenie, stres, chęć zmiany, potrzeba bycia wsparciem dla wszystkich – z wyjątkiem siebie – brak własnego miejsca… Naprawdę było mi ciężko, i sądzę nawet, że to było widać po mnie, jak na dłoni (…)
Może dlatego, tak bardzo chcę, żeby ten rok był inny, lepszy, pełniejszy – dla mnie. Chcę się w końcu o siebie zatroszczyć, dopuścić do siebie słońce, być słońcem dla tych – którzy mają dla mnie tę odrobinę czułości, uważności, uśmiechu.
Jeden komentarz
Bławatek
Ja dopiero teraz zrozumiałem, że pisanie bywa oczyszczające i przydatne, choć raczej nie wracam i nie czytam tego co napisałem dawno temu. Wyjatkiem jest sķórzany notes, który kupiłem w „lumpeksie”. Mam go od studiów i są tam chaotyczne wycinki codzienności, twórczości i planów na przyszłość. Teraz piszę w 5 miejscach. Mam maĺy notesik, w którym zapisuję to co chciałbym. Cele male i duże, dziwności i zachcianki. Drugi to kalendarz, gdzie zapisuję „dni z muzyką”. Opisuję co i jak grałem, zapisuję wnioski, wytyczam kierunki. Kontroluję systematykę nauki. Trzeci to ten do porannego pisania. O wszystkim i o niczym, myślodsiewnia. Czwarty z pomysłami na działania animacyjno-kulturalne. Numer 5 to właśnie ten skórzany. Teraz jest on wyznacznikiem zmian. Aa no i jeszcze blog, to 6. 😉