Nie-do-powiedzenia

Znikamy

Lubię poniedziałki, te powroty po weekendzie do pracy, kiedy znów można z czystą kartą rozpocząć kolejny nowy tydzień. Zwykle jestem trochę szybciej, by na spokojnie ogarnąć przestrzeń wokół, zaparzyć kawę [dziś herbatę], ostatnio też zapalić świeczkę, sprawiając, że dzień będzie odrobinę przyjemniejszy. Od razu wzięłam się do pracy, wypełniając kolejne pola wniosku na budowę tarasu widokowego, jednocześnie w drugiej karcie wypełniając sprawozdanie SI-003 [:termin do dziś]. W międzyczasie telefony, telefony, kilka zabawnych sytuacji, kiedy ktoś po drugiej stronie za każdym razem Cię nie słyszy, i klnie uroczo, raz, drugi, trzeci. Coś jest na rzeczy. W drugą stronę telefon działa jak należy, choć muszę przyznać, że co dopiero, wymieniłam swój, bo nikt mnie po drugiej stronie nie słyszał, a teraz zupełnie na odwrót.

W międzyczasie zadzwonił znajomy Sołtys, chcąc uzyskać kontakt do kilku osób. Przeglądając kontakty moje oczy zatrzymało czarno-białe zdjęcie. I od razu pomyślałam – coś jest nie tak. Coś musi być nie tak. Telefon (…) – przez chwilę mój uśmiech, a po drugiej stronie – jej łzy. Zjawiłam się dopiero po 14:00, i tak zrywając się godzinę z pracy. Nieważne, nie będę tu przywoływać tej historii, ale złamała mnie, pokazując dobitnie, jak wszystko może odmienić się w ciągu jednej chwili. Jak można się pokruszyć w jednej chwili na drobne kawałeczki, mimo, iż wcześniej lepiona z największą czułością, zupełnie od nowa, a jej serce wypalone [przez los] w wysokiej temperaturze.

Zawiodłam się nie sobie, nie widząc tego wcześniej. Dni biegną mi jeden za drugim, ale to żadna wymówka. Powinniśmy być bardziej. Powinniśmy widzieć, zwłaszcza, będąc tak blisko. I do tego jeszcze ta myśl, że pomagamy dziś na tyle sposobów – daleko, obcym nam ludziom, na odległość, przez internet, przez wielkie akcje, zbiórki… ale czasem nie widzimy tego, co tak blisko, gdzieś obok, co powinno od razu zwrócić naszą uwagę.

Wyłączamy się, znikając na jakiś czas, wierząc pewnie, że po drugiej stronie wszystko w porządku. Ale to tak nie działa.

Wrócę tu jeszcze na chwilę do jednej sytuacji: bo wcześniej, dokładnie tego samego ranka, pozwoliłam sobie napisać ot, takiego „suchego” [służbowego?] maila – a uwierzcie to do mnie niepodobne. Wiedziałam, że pomagam, i poczułam w pewnym momencie, że to chyba jest już pomaganie na siłę, i jeszcze te nie-odpowiedzi..., których nie znoszę, i ciągłe przypominanie (bynajmniej! po prostu zebrało mi się dziś rano wszystkiego!) – w każdym razie, wzięłam się po tym za swoje, a później zadzwonił telefon (…) i w jednej chwili okazało się, że ktoś po drugiej stronie, był (i pewnie jest wciąż) w dokładnie w takiej samej sytuacji jak ja. I, że nigdy nie wiemy, z jaką sytuacją mierzy się ktoś po drugiej stronie. Nie wiemy, skupiając się na swoich zmartwieniach.

Chcę jednak dobrze skończyć dzień, ostatni dzień stycznia. I powiem Wam jedno. Rozmowa, myśl, znak, który komuś możesz dać […] chwila obecności, uśmiech, piosenka – to jest ogromnie dużo. I na to możemy sobie pozwolić. Tym możemy sprawić, że dni będą lepsze, piękniejsze – i pełniejsze też. Taka jedna mała rzecz, potrafi otwierać serca. A chwila rozmowy – takiej prawdziwej, szczerej – to największy z możliwych „luksusów” – i to takich, na które każdy może sobie pozwolić.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *