Lekcje włoskiego

Słodkie Capri

Przedostatni dzień wakacyjnej przygody, ostatnia gotówka w portfelu. Decyzja? Płyniemy na Capri. Kiedy będziemy tu kolejny raz? Nie wiadomo.

Z Vico Equense kierujemy się Circum Vesuviana do Sorrento, stamtąd do portu. Bilety kupujemy na miejscu za ok 19 Euro w dwie strony od osoby (2,5-letnia Bianka podróżuje za free). Śmiało można je kupić wcześniej przez internet. Czekamy krótką chwilę. Średniej wielkości statek płynie szybko, cała podróż z Sorrento trwa ok. 30 minut. Jest przyjemnie, słońce odbija się na naszych twarzach, Bianka cieszy się na widok pełni morza, fale rozbijają się między sobą tworząc białą pianę. Już zbliżając się do wyspy urzekają nas kolory i zarys malowniczego miasteczka przy porcie. Już wiemy, że to dobra decyzja.

Chwilkę spacerujemy po porcie, rozglądając się po uroczych portowych knajpkach. Sercem miasteczka nie jest jednak port, a zlokalizowane na górze – serce miasta. Można dostać się do niego kolejką liniową Funicular, jednak my wybraliśmy spacer (nie wiedząc jeszcze jak ambitny to wybór!). Cóż, łatwo nie było. Jedno z nas z plecakiem, drugie z małą na rękach i ciągle pod górę.

Poświęcenie wynagrodził jednak widok i atmosfera na Piazza Umberto I. Niesamowita roślinność, widoki oraz słodki zapach kwiatów i słodyczy rozbudził w nas szczery zachwyt. Mała zasnęła kiedy tylko wdrapaliśmy się na górę, usiedliśmy więc w gwarnym miejscu na schodkach, budząc uśmiech wśród mieszkańców i turystów na widok zmęczonej „Picolliny”. Była to chwila, w której sami mogliśmy chwilę odpocząć i ochłodzić lodami. Ja wykorzystałam okazję, aby trochę pospacerować po okolicznych sklepikach z biżuterią i ceramiką, która zrobiła na mnie duże wrażenie już wcześniej, w Positano. Uwierzcie, gdybym mogła, kupiłabym niemal wszystko, a najchętniej elementy zastawy stołowej, które przypominałyby na co dzień o włoskich wakacjach.

Jak już mała zdążyła się trochę wyspać, ruszyliśmy na dalszy spacer, tam gdzie wiodły nas nogi, ale też trochę nawigacja, kierując się na drugą stronę wyspy. Szło się przyjemnie, z górki, mijając ekskluzywne sklepy i urocze cukierenki – a pamiętać trzeba, że w słodyczach Włosi nie mają sobie równych. Słodkie, migdałowe i orzechowe ciasteczka oraz zapach cytrynowej skórki, wanilii i dobrej czekolady mieszały się tu z zapachem eleganckich perfum, zostawiając wrażenie wakacyjnej idylli. Po drodze skusiliśmy się na truskawkową granitę, na dworze, pomiędzy hotelowymi willami było już bardzo gorąco. Spacer na drugą stronę Capri upływał na zachwytach. Zdecydowanie to tam, mieściły się najpiękniejsze miejsca – obiekty hotelowe, jak te z filmów. No i niesamowita roślinność, a przede wszystkim ogrody, w których mogłabym spędzać długie godziny. Niewiele mi trzeba do szczęścia – stare drzewa, kamienne donice z kwiatami, kawałek murku, ławka … Gdzieś pomiędzy jeszcze zapach drzew iglastych – tutaj akurat cypryśników. Kawa, aperol spritz, a wieczorem może gorzkawe Campari?

Dochodząc do końca drogi, punkt widokowy na wybrzeże wraz z turkusowym Morzem Tyrreńskim, jeśli tylko trafić na słoneczny dzień. Na nim setki białych żaglówek, łódek i łódeczek, które z góry wszystkie wyglądały na maleńkie.


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *