Kalendarze

Marzec: muśnięcie wiosny

To już połowa marca. W tym roku, jak ulał pasuje mi tu określenie, że w marcu jak w garncu. U mnie pomieszanie z poplątaniem. Ale … trzymam się pozytywów.

Za co można kochać marzec? Za nieśmiałą pieszczotę słońca na policzku, nosie … za przebiśniegi w parku, i pojawiające się w sklepach i kwiaciarniach – tulipany. Za coraz jaśniejsze poranki, kiedy nie idziesz do pracy po ciemku – i możesz wreszcie rozpoznać po drodze znajome twarzy, wymienić uśmiech. Za weekendowe poranki, kiedy pozwalasz intensywnie pomarańczowemu słońcu rozgościć się w pościeli, na ścianach, a w końcu na skórze i włosach. Niespieszne poranki w trójkę, z gadatliwą, uroczą i przezabawną 3-latką. Poranki, w których chcesz się zanurzyć, tak by starczyło na całe życie.

Za co jeszcze? Za pojawiające się na półkach nasiona – w końcu chcesz pokazać tej małej istocie wszystko, co najlepsze. Będziecie w tym roku razem uprawiać groszek cukrowy, rzodkiewkę, pomidory i dynię. Posiejcie kwiaty słonecznika – różne odmiany! – pachnącą maciejkę, i pewnie inne łąkowe kwiaty, a potem jeszcze zioła – szałwię, rozmaryn i bazylię […] – więc można też kochać marzec za te bliskie plany, zapasy nasion.

Za spacery po pracy. Plac zabaw, schodki pałacu, rozmowy z ludźmi po drodze.

Za okna, które aż chce się otwierać, by wpuścić powiew wiosny do wnętrza.

Za energię, z którą rozpoczynasz dzień.

Za fiołki, które pojawią się lada dzień, a które tak bardzo kojarzą mi się z Babcią.

Marzec, który po długiej przerwie, pozwala cieszyć się nadchodzącym ciepłem. Tuli, nieśmiało, ale tak, że chcesz jeszcze.

2 komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *