Kalendarze

Lipcowe czułości

Od czego by zacząć, tyle było tu nieobecności […]

W tym roku lipiec przyszedł jakoś prędzej, ale prędzej też odchodzi zostawiając przy tym długie, spokojne wieczory za domem. Mam wrażenie, że to dopiero sierpień pachniał zwykle ściętym zbożem, suszą traw, ziemią – a tu proszę jednak nie. Nie tylko my gonimy do przodu, ale miesiąc za miesiącem również. Wszystko przyspiesza.

Dlatego ważne by czasem zwolnić, zatrzymać się, pocieszyć sobą. Lubimy teraz nasze wieczory za domem. Rozstawiam tam na kolację, na polnej drodze, przed polem mały drewniany stolik i składane krzesła. Mam duży zielono-żółty obrus z materiału w kratę, który sięga aż do ziemi. Dalej jakieś szybkie, proste potrawy na kolację, różnie. Wczoraj była to np. pizza bianca z parmezanem, płatkami suszonego czosnku i karmelizowaną cebulą i druga – na wzór neapolitańskiej marinary – z salsą pomidorową, parmezanem i słodką cebulą – bo taką najbardziej lubi nasza córka. Wykorzystałam też młode listki szałwii, które z własnego ogrodu przywiózł mi wujek. Dwa listki szałwii smarujesz od wewnątrz farszem: ja użyłam fety rozgniecionej widelcem, skropionej oliwą i hojnie obsypanej ulubionymi ziołami (w oryginalnym przepisie są kapary i anchois). Następnie listki łączysz ze sobą, łapiesz za ogonki i moczysz w cieście naleśnikowym. Potem kilka sekund na rozgrzanym oleju i voilà – masz świetną przekąskę do białego wina!

Uwielbiam oprawę tych wieczorów. Za stolikiem mamy widok na pole zboża i zachód słońca. Kojące uczucie, kiedy można tak zwyczajnie sobie pogadać i przy tym patrzeć jak dziecko obok, wspaniale bawi się na górce z piasku.

Lipiec lubię jeszcze za słoneczniki. Za czas, kiedy mogę jeździć Vespą do pracy i za pomarańczowe lilie z ogrodu, które uśmiechają się do mnie. Pomidory z własnych upraw, żółte cukinie i zapach dojrzewających orzechów, który budzę do życia, przechodząc obok i gładząc liście najczulej jak potrafię. Planowanie urlopu i małych, choćby rowerowych, wycieczek. Za wszystkie fotograficzne spacery (choć tych wciąż mniej niż bym chciała) i poranki z piętra naszego domu, w którym tak pięknie na dzień dobry śpiewa słońce.

Oto jeden z takich prostych, codziennych wieczorów. Tu już nie trzeba nic więcej.

I choć to miesiąc, w którym mierzę się też trochę z losem, z życiem, w którym czasem „tak się zdarza…”, to chcę dać pierwszeństwo tym dobrym, małym chwilom, bez których człowiek mógłby się złamać.

Wczoraj życie poczęstowało mnie idealnym zakończeniem dnia, więc chcę zapamiętać „nosy trzy”, moją twarz na dobranoc w małych wciąż rączkach, najpiękniejszy na świecie uśmiech i „Kocham Cię”, które chciałabym w nieskończoność wyryć sobie w pamięci, tak by mi starczyło do końca życia.

Tak mi trzeba ostatnio czułości.

c.d.n.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *