Nie-do-powiedzenia

Pierwsze dni października

Początek października. Dni aż po zmierzch spowite mgłą. Obudziłam się dziś po szóstej. Spojrzałam na siebie ciepło w łazienkowym lustrze. Są takie dni, kiedy czujesz się ze sobą niezwykle dobrze, kiedy siebie lubisz w całości. Gładka skóra i ciało, które tej nocy chyba (wreszcie!) odpoczęło. Przeciągnęłam się, na ścianie zobaczyłam swój cień. Pomyślałam sobie (a raczej mój wewnętrzny fotograf) od razu, że chciałabym takie zdjęcie, że to byłoby piękne „dzień dobry”… A dalej, już mój wewnętrzny reżyser, budował kolejne możliwe scenariusze (…)

Uwielbiam jesień, nie przeszkadza mi ani deszcz, ani mgła, ani też oczywiście słońce, które w październiku jest – moim zdaniem – najpiękniejsze. Kocham kiedy nitki babiego lata placzą się ze sobą, kocham wypatrywać je pod słońce i czuć to ciepło na policzkach, na skórze, które kontrastuje z już rześkim powietrzem.

Moja skóra pragnie dziś Twojej skóry, chce żebyś odkrywał to ciepło pod swoimi palcami. Zatrzymał się w niektórych miejscach na ułamki sekund dłużej. Myślę o milimetrach granic pomiędzy, które przekraczalibyśmy tego dnia kilkukrotnie. Koniecznie dzisiaj. Dzisiaj, bo krótkie migawki poprzednich dni, nie dają mi zapomnieć o tych wszystkich obietnicach, które wiszą w powietrzu, wypowiedzianych, wyobrażanych setki razy, ale nie zrealizowanych.

Moje usta smakują właśnie gorącą, gęstą czekoladą. Słodycz na ustach, ale jesienią to też mój ulubiony zapach. Czekolada z orzechami. . Ciebie też najpierw chciałabym uraczyć taką gorącą filiżanką czekolady. Chociaż widzę Cię z wczoraj i nie pasujesz mi do tego smaku.

Tym bardziej.


Ale wróćmy do „koniecznie dzisiaj”. Nie mogę już czekać… Nie chcę.

Chcę za to Ciebie. Chcę wydobyć te chwile spod mgły. Być jak to „babie lato”, plątać się w myślach i w ułamkach sekund, tych prawdziwych.. Zauroczyć. Onieśmielić. Skraść centymetr po centymetrze.
Chcę czuć pod palcami Twoją gęsią skórkę, i chcę wywrócić na chwilę świat do góry nogami. Zatrzymać na chwilę czas. Ukraść światu z dzisiaj jedną godzinę. No bo czym jest 60 minut?

Sześćdziesiąt minut jest możliwe.

I można w 60 minut odbyć piękną podróż. Dokładnie, absolutnie, bez granic.
Nie wstydzę się już – nic a nic. Odkładam dziś swoją całą nieśmiałość na bok. Zakładam tylko wyśniony scenariusz, Ciebie. Składam się tylko z „chcę Cię…”, z tych pragnień, co mieszkają już we mnie tak długo, że zdążyły się zadomowić. Znajdź dziś drogę dla mnie, dla nas.
Pozwól, że będę Twoją przyjemnością. Żarem, ogniem, który ogrzeje od środka każdy, najchłodniejszy dzień.
Nitką „babiego lata” na wietrze, w którym odbija się właśnie promyk słońca.

Ważne – bo mnie nakręca : [W tle muzyka Teddy Swims]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *