Latem, słodyczą brzoskiwini…
Wieczór. Deszcz. Słodycz brzoskwini na ustach.
Miałam w planach wieczorną przejażdżkę rowerem, a może vespą z aparatem. Chociaż w myślach rysowały się też inne scenariusze. Może przyjemniejsze na taki wieczór z deszczem. Na pewno. Rysuje mi się w myślach jakiś warsztat, w którym słychać tylko deszcz. Może cicho gdzieś w tle małe radio, które niechcący gra piosenki, które później będą tymi, do których się wraca. Może kawa jako pretekst. Jako wstęp do pięknych rzeczy, odzierania się z duszy, kawałek po kawałku. Niespiesznie. Słowa, na wpół z dotykiem, palące jak sierpień, jak dojrzałe lato.
Dziwne, że słodycz owoców budzi gdzieś tam we mnie tyle myśli. Jakiś miesiąc temu malując usta syropem z truskawek, czułam to samo. Dziś pachną soczystą, słodką brzoskwinią, smakują latem.
Sierpień to jeden z ulubionych miesięcy w roku, ale ostatnio mam wrażenie, że kalendarz przyspieszył i wschodzący lipiec smakuje podobnie. Chciałabym się nasycić tymi kartkami kalendarza, notować w pamięci chwile, zbierać je i zachwycać nimi tak jak zachwyca się teksturą dojrzałych od słońca owoców i warzyw. Malinowa skórka pomidora, zapach ich liści, który zmieszał się z moją skórą i rozgościł gdzieś na nadgarstkach, za uchem, za kosmykiem włosów. Zapach orzechów i mięty, które dopiero co czule pieściłam dłońmi.
Chciałabym więc wsiąść na rower, bo na chwilę przestało padać. Po drodze minąć róże, zatrzymać się na chwilę przy nich, nacieszyć, nasycić przez chwilę ich pięknem, dzikim i pełnym zapachem, zanurzyć się w nim i ruszyć przed siebie, mokrym asfaltem, zbierając te wilgne powietrze we włosy, które zaraz zaczną się kręcić. Przypadkiem może spotkać Cię, i znów uśmiechnąć, na myśl o tym, że to przypadek, ale tym razem się zatrzymać. Rozpłynąć na chwilę i nieśmiało przyjąć zaproszenie na kawę.
I wtedy znów mogłoby się rozpadać na dobre. Tak żebym nie mogła wyjść. Wiesz, duże, ogromne krople deszczu, które wróżą w kałużach, że szybko nie przestanie padać. Wróżąc, że mamy czas.
Więc najpierw kawa. Lubię tylko czarną, mocną, taką, której zapach budzi ciepło, ogień. I ten widziałbyś w moich oczach, palących, niecierpliwych. Inne znaki, też, ale nie powiem. Nie teraz.
Kocham swoją wyobraźnię, maluje mi te wszystkie rzeczy w głowie, jakby już miały swój czas, jakby kiedyś wzeszły. Widzę siebie tam, wilgotną od deszczu, w tych wszystkich zapachach lata, gotową napić się z Tobą kawy. Gotową słuchać deszczu, który rozbija się o dach, szyby i gotową przyjąć na siebie jego krople, cieszyć nimi.
Chciałabym aby te lato uginało się od Twojego ciężaru. Nade mną.