-
Lipcowe czułostki
Kocham ten czas (…) Udane popołudnie i wieczór w moim wykonaniu. Wracasz z pracy i jesteś sama, jak kiedyś wagary w środku tygodnia. Jest wiele rzeczy, które powinnaś zrobić, ale dziś jest dla Ciebie. Zaczynasz od basenu, na dworze upalnie. Zbierasz krople słońca na skórze, nadal Cię to zachwyca. Później przejażdżka z aparatem. Spontaniczna decyzja odnośnie kierunku. Spotkanie z Justyną „na trasie”, a potem śmiech do rozpuku gdzieś w polu (słoneczników!). To jej moc, wywoływanie uśmiechu. Nasze rozmowy, wspomnienia. Bukiet kwiatów na do widzenia. I znów droga. I wiatr na twarzy, rześki i przyjemny. Mgiełka w lesie, która przyjemnie chłodzi – tylko przez moment. Tylko w jednym miejscu. Mijasz las…
-
Listopad – czas listów
Taki zwykle był. W listopadzie budziły się we mnie najczęściej te wszystkie czułe słówka, domagające się uwagi, pierwszeństwa. Dziś, nie wiem nawet, że to już. Listopad. Rokrocznie (od kilku lat) narzekam na brak czasu, ale teraz to już zupełnie zacierają mi się granice tygodni, miesięcy… O upływającym czasie przypominają tylko naglące terminy, na już, na już, na już… Szczerze? Lubię listopad. Ten pochmurny. Mglisty. Deszczowy. Taka pogoda każe mi się cieszyć ciepłem domu. Tą całą czułością właśnie, która wychodzi wtedy na zewnątrz człowieka. Kiedy jej potrzebuje. Wydaje mi się, że właśnie po to jest. Żeby człowiek przypominał sobie o tym, że jednak potrzebuje ciepła, że jest kruchy, pochmurny. Potrzebuje żywego…